— Z tegoby można wykroić całą komedyę: „Wesele w obcych frakach” — zawołał wesoło.
Trwało dość długo, nim się uspokoiła wesołość, wywołana przygodą frakową, a pan Beczka nie podniecał już śmiechu, zbliżała się bowiem chwila poważna, na stole ukazało się wino i pan Beczka przygotowywał pierwszy toast na cześć nowożeńców. Niktby go nie poznał w tej chwili. Twarz jego spoważniała, głos drżał umiejętnie, kiedy zaczął mówić o starym przyjacielu, który niezmordowaną pracą stał się mistrzem w swoim fachu (mistrz Kondelik w zakłopotaniu głaskał dłonią kamizelkę i kręcił wąsy), o statecznej jego małżonce (pani Kondelikowa patrzyła uparcie przed siebie, ale nie widziała nic). Oceniał wzorowe wychowanie, jakie otrzymała córka obojga (oczy pani Kondelikowej utonęły we łzach, Pepci spoczęły aż na podłodze). Pochylił się do Wejwary, który doskonale przygotowany w domu rodzicielskim, doprowadził do tego, że go królewskie miasto Praga uznało godnym podjęcia pracy dla kraju (ojcowskie serce starego pana Wejwary ulżyło sobie mocnem pociąganiem powietrza przez nos) i wezwał wszystkich do powstania z miejsc i życzenia nowożeńcom jak najserdeczniej wiecznego szczęścia, na zdar!
Goście wstali, garnęli się do nowożeńców, podobnych teraz do piwonii, trącali się szklaneczkami i powtarzali za panem Beczką na zdar! szczęścia!
Ciocia Urbanowa pocałowała przy tem pannę młodą i powróciła do budowniczego.
— Panie Beczko — rzekła, biorąc go za rękę —
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/144
Ta strona została przepisana.