Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/152

Ta strona została przepisana.

Weszli do jadalni i rozejrzeli się wokoło. Drzwi do salonu na lewo i do sypialni na prawo były pootwierane naoścież, we wszystkich pokojach palił się gaz. W salonie i w jadalni jasnym, białym płomieniem, a w sypialni tłumił światło barwny klosz. Było tam tak różowo, niebieskawo, zielonawo, tajemniczo, jak w bajce, jakby tęczowe oświetlenie, w którem się przedmioty niejasno odbijały, jakby były pociągnięte cieniutkiemi, z mgły utkanemi zawojami. Gdy tam Pepcia spojrzała, przebiegł po jej ciele chłód. Ale wnet potem zrobiło jej się gorąco.
— Za bardzo tu napaliłaś, mamusiu — mówiła roztargniona — tak gorąco!
— Więc rozbierz się, dziecię — mówiła matka dobrodusznie i już ściągała płaszcz z córki. — Ale gorąco tu nie jest, Pepciu, to ci się zdaje, boś się zmęczyła po schodach, siedemnaście stopni, nie więcej córuniu.
— Poco wszystkie te drzwi pootwierane, i poco obie połowy? — pytała Pepcia.
— Właśnie dlatego, by wszędzie było jednakowe powietrze, córko moja. Wiesz, w ten sposób się najlepiej rozgrzewa mieszkanie. Potem sobie róbcie, jak chcecie. Od tej chwili, ty tu jesteś panią.
Z temi słowy brała pani Kondelikowa welon panny młodej i odpinała go. Prawie nieznacznie pocałowała ją o szepnęła na ucho:
— Wianuszek zostawię ci we włosach, zdejmie go Wejwara...
Papcia patrzyła w tej chwili gdzieś — gdzieś daleko, po przez te ściany. Może sama nie wiedziała