nie wiedziałam, czego chce odemnie. Nie lepiejże to, iż powiedziała wszystko, zanim już będzie zapóźno? Czy byłoby ci przyjemniej, gdyby nam zrobiła wstyd przed ołtarzem?...
— Tobyśmy ją kazali zabrać — wtrącił stanowczo Kondelik.
— Tu nie wystarczyłaby nawet policya! Zabrać, zabrać! Ale skandalby już był, a nasze dziecię byłoby może do śmierci nieszczęśliwe. I ty to mówisz, jako ojciec? Nie jest-że twoim obowiązkiem wybadać Wejwarę? Niech się wytłómaczy, jeśli się może usprawiedliwić.
— Jakże go wybadać, kiedy go tu niema! — srożył się pan Kondelik.
— Widzisz, nie przyszedł! — zawołała pani z goryczą. — Nie przyszedł, czuje coś, może była także u niego. Ktoby to był pomyślał! Chryste Panie, nawet temu wierzyć się nie chce, a ta biedna dziewczyna, jej serce pęknąć może.
— Sama sobie winna! A czy Pepcia słyszała waszą rozmowę?
— Nie! — odpowiedziała powoli pani. — Ale jej to powiedziałam.
— To palnęłaś wielkie głupstwo! — rzekł mistrz z wyrzutem. — Takich rzeczy nie mówi się narzeczonym! Czy nie mogłaś poczekać dopóki nie przyjdę?
— Masz racyę, mężu — potakiwała zafrasowana pani — zastanowiłam się później i gniewałam się sama na siebie. Ale co teraz będzie? Wejwara nie przyszedł i to jest dziwne, to go prawie oskarża.
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/16
Ta strona została przepisana.