tofle... były w sypialni, a tam się Wejwara wejść nie odważył.
Pepcia nie powracała. Chwilę jeszcze szeleściła atłasowa suknia, potem ucichło wszystko.
Wejwara czekał ciągle.
Nareszcie odważył się i wszedł do sypialni. Czuł, że od niego zależy przełamanie lodów nieśmiałości, przecież jest mężem!
Pepcia siedziała na krześle w całym ubiorze weselnym, przed lustrem, oddychając głęboko, jakby zmęczona.
— Pepciu! — zawołał Wejwara. — Co robisz? Czas uchodzi.
Jakby go prosiła o przebaczenie, rzekła Pepcia cicho:
— Zrobił mi się węzeł na tasiemce i nie mogę gorsetu rozsznurować... Gdyby tu była pozostała mamusia! — dodała z żalem.
— A czyż mnie tu niema, kochanie? Pomogę ci we wszystkiem, jestem twoim mężem.
— Nie, nie, Wejwaro, zrobię to sama, gdy odpocznę — broniła się Pepcia, ale widząc, że się Wejwara jednak zbliża, powstała szybko i pobiegła do jadalni.
— Pepciu! — wołał Wejwara.
— Nie, Wejwaro, nie! Poczekaj, przecież mi się nie chce spać!
W jadalni usiadła na kanapie, wcisnęła się w kącik i pochwyciwszy obiema dłońmi róg stołu, który stał przed kanapą, starała go się przyciągnąć ku sobie, jakby się nim chciała zabarykadować. Nie
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/160
Ta strona została przepisana.