Jutro pójdziesz do niego, pomówisz z nim, a jeśli tak jest, to niech do nas nie chodzi... Powiedz mu to, Kondeliku, to mu powiedz... i wybadaj go...
Pani nie dokończyła.
W kuchni brzęknął dzwonek, skrzypnęły drzwi — i odezwało się znajome, nieśmiałe pozdrowienie Wejwary.
— Oto jest! — zawołał mistrz. — Wybadaj go sobie sama!
— Nie, Kondeliku — broniła się pani, na której twarzy zakwitł silny rumieniec. — Tyś ojciec, ty zacznij!
Była tak przekonaną, że Wejwara nie przyjdzie, iż przyjście jego pomieszało wszystkie szyki.
— Chodź pan bliżej, bliżej, panie Wejwaro drżał w kuchni głos Pepci — przyjdę zaraz do pokoju.
Zapukano w drzwi, Wejwara wszedł.
Pani Kondelikowa całe popołudnie postanawiała sobie, że gdy przyjdzie Wejwara i będzie brał ją za rękę, to mu ją usunie i powie chłodno: proszę, racz pan spocząć, panie Wejwaro! — ale gdy się teraz ukazała jego spokojna twarz i gdy się miękko dotknął jej prawicy i skłonił, aby ją pocałować, nie mogła mu jej wyrwać i mówiła zakłopotana:
— Witam pana, nawet nie czekaliśmy już na pana, siadaj pan, proszę...
— Mam dziś z panem na pieńku, Wejwaro! — zawołał Kondelik bez wstępu.
Wejwara spojrzał na niego zdziwiony, a mistrz ciągnął dalej:
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/17
Ta strona została przepisana.