że żona pośpiesznie zrobiła trzy krzyżyki na plecach.
W mistrzu Kondeliku po usłyszeniu wieści o wtargnięciu pani Muknsznablowej odgrywał się proces zupełnie przeciwny temu, jaki toczył się w umyśle jego małżonki. W chwili, gdy pani Kondelikowa Wejwarę wypuściła ze swych łask, będąc jakby zamagnetyzowaną przez byłą jego gospodynię, małżonek większej jeszcze ku niemu nabrał sympatyi. Gdy mu się zdawało, że Wejwarę kobiety opuszczają, postanowił sobie, że go ocali bądź co bądź. Było to raczej instynktowne, niż świadome, było to bezwiedne poczucie wspólności, wzajemności; jednoczył się tu mężczyzna z mężczyzną przeciw „kobiecemu spiskowi.” Oskarżeniu Wejwary nie wierzył, z prostej jednakże ostrożności chciał wiedzieć wszystko, ażeby też na wszystko być przygotowanym.
Z rozmowy z Wejwarą dowiedział się mistrz o adresie byłej gospodyni narzeczonego. W Betlejemie na Starem Mieście, przy placu Betlejemskim.
Ale nie poszedł tam prosto, lecz zwrócił się na plac Staromiejski, ku magistratowi.
— Czy pan Wejwara jest już w kancelaryi? — zapytał na dole portyera.
— Jest.
Mistrz szedł do prezydyum. Zapukał, wsunął głowę w drzwi i oczy jego spotkały się ze wzrokiem Wejwary. Kiwnął na niego i Wejwara wyszedł, zadziwiony poniekąd nieoczekiwaną, wczesną wizytą mistrza.
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/24
Ta strona została przepisana.