lony. — A któregokolwiek dnia w przyszłym tygodniu przyślę czeladnika, ażeby pani ten pokoik wymalował.
— Jezus Marya, szanowny panie! — zawołała pani Muknsznablowa uradowana — jakże się panu odwdzięczę? — I chwytała go za ręce.
— Niema za co, niema za co, pani — bronił się mistrz.
Po godzinie pukał mistrz Kondelik znowu do drzwi prezydyum. Wejwara wyszedł.
— Załatwiłem wszystko dobrze, młodzieńcze! Jesteś pan wolny, jak ptak. A tu są te pańskie piśmienne dokumenty, weź pan sobie.
Mistrz sięgnął do kieszeni na piersi i wyjąwszy paczkę podawał ją Wejwarze.
Już Wejwara wyciągał dłoń, ale nagle cofnął rękę.
— Nie, szanowny panie, racz to pan zatrzymać przy sobie i otworzymy paczkę w obecności pani i panny Pepci. Sam nawet się nie domyślam zawartości.
Wejwara nadszedł po południu do Kondelików, przyszła jego teściowa była jak masło, Pepcia promieniała. Ojciec dokładnie zdał sprawę z wyprawy.
Po czarnej kawie wyjął mistrz fatalny zwitek papieru i kładąc go na stół, kiwnął na Wejwarę.
— Oto dokumenty, Wejwaro, przejrzyj to sobie.
Wejwarze prawie drżały ręce, gdy rozwiązywał wstążkę. Papieru była moc, treści mało. Na wierz-
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/32
Ta strona została przepisana.