niny”, biegał bowiem wtedy z domu do domu, z jednej budowli do drugiej, by robotę wprowadzić w ruch i pomocnikom rozdzielić. Na głowie miał pełno szablonów i „stylów”, pełno interesów z przedsiębiorcami i budowniczymi, pełno gniewu i kłopotów z pomocnikami, którzy po uciechach niedzielnych nie zdradzali wielkiej ochoty do pracy. Trwało to aż do samego południa, wtedy bowiem wydawał ostatnie „dyspozycye” Jedliczce, najstarszemu robotnikowi, swojej prawej ręce. Jedliczka był pierwszym uczniem Kondelika z początków mistrza i pracował u niego bez przerwy, a stosunek jego do Kondelika przypominał czasy patryarchalne, swemu majstrowi oddany był całą duszą, wyrozumiałym równocześnie będąc dla powierzonych mu robotników.
— Jedliczkę szanuj — mawiał Kondelik do swej małżonki, podczas ataków każdej choroby — gdybym miał nagle umrzeć, to ten człowiek poprowadzi ci cały interes dalej.
Po południu mistrz odpoczywał. W ostatnich tygodniach przerywano mu ten poniedziałek pośpiechem, z jakim pracowano nad wyprawą Pepci, ale od owej niedzieli, w której załatwiono kwestyę pani Muknsznablowej, w domu zapanowała cisza. Pani Kondelikowa uwolniła na pół dnia szwaczkę, pod pretekstem, że przygotować musi dopiero dalsze szycie, a Pepcię zaraz po obiedzie wysłała do ciotuchny Urbanowej na naradę w sprawie jakiegoś wyszywania. W tych kwestyach uchodziła ciotuchna za autorytet, w młodości swej bowiem była znakomitą wyszywaczką
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/36
Ta strona została przepisana.