sobie: gdyby to był teść! I nie minie ani jedynego pompesfunebru, by tak nie pomyślał. Przecież chyba nie chcesz, ażeby się ktoś nie mógł doczekać, aż oczy zamkniesz.
— Czy myślisz, że Wejwara byłby takim zięciem? — zwrócił się mistrz do żony.
— Niech Bóg broni! tego nie myślę. Wejwara jest zacny człowiek! Ale dla porządku, staruszku, i na wszelki nieprzewidziany przypadek.
— Betty — zaczął mistrz wolno — czy myślisz, że i ja tego nie pragnę. Powiem mu, owszem, co do krajcara, nawet dziś mu to powiem, dziś! No, jesteś zadowolona?
— Staruszku! — zawołała uszczęśliwiona — z ciebie jest tęga głowa! Dzięki Bogu, zaraz mi ulżyło.
A teraz jeszcze coś, staruszku. Chciałam, aby mieli wesele na świętą Katarzynę, ale poco odwlekać napróżno? Meble będą za tydzień, z szyciem skończy się za dwa tygodnie, myślę więc, że wesele mogłoby być prędzej. Tam, w mieszkaniu pada im na meble kurz, niema nikogo, ktoby się tem zajął, boję się też, ażeby się tam kto nie dobił i nie okradł ich jeszcze przed wprowadzeniem. Co ty na to, gdyby tak o dwa tygodnie, o tydzień prędzej?
— Ależ choćby zaraz, Betty, będziemy mieli potem święty spokój.
Pani Kondelikowa odetchnęła z radości i nie mogła doczekać się wieczoru i przyjścia Wejwary, by z nim o tem pomówić.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |