Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/40

Ta strona została przepisana.

O zwykłej godzinie przyszedł Wejwara, pani Kondelikowa podała kolacyę i ledwie dojedli, już gorliwie zaczęła pomagać Pepci przy sprzątaniu ze stołu. Mistrz Kondelik włożył cygaro w świąteczną piankową cygarnicę, a Pepcia chodziła po pokoju, składała bieliznę stołową, przybory i dolewała piwa. Wejwara patrzył przed siebie, przeczuwając, że zbliża się coś nadzwyczajnego, siedział więc, jak na szpilkach.
Pani Kondelikowa usiadła.
— Pij pan, Franciszku, pij pan, proszę! Staruszek chciałby z panem dziś trochę pogadać.
Mistrz pyknął parę razy, wypuścił dużą chmurę dymu i zaczął:
— Krótko i węzłowato, Wejwaro. Trzeba, ażebyśmy się porozumieli, dopóki wszyscy mamy zdrowy rozum. Matka jest zdania, byście się pobrali o dwa tygodnie wcześniej...
— Po co czekać, Franciszku? — dodała teściowa — z robotą jesteśmy gotowi, pogoda piękna. Kto wie, jak będzie po świętej Katarzynie? Dlatego, Franciszku.
— Dobrze — szeptał Wejwara.
— Ale to nie wszystko, Wejwaro — ciągnął mistrz — powiem zatem krótko: Pepci możemy dać po weselu dziesięć tysięcy, Wejwaro. Jesteś pan zadowolony?
— Ależ, szanowny panie — odpowiedział Wejwara w zakłopotaniu wielkiem — mnie nawet na myśl nie przyszło, bym o tych...
— Ja wiem, Wejwaro — mówił mistrz — ja wiem, że pan sobie Pepcię nie dla pieniędzy bierzesz, że ją