pan kochasz. Ale my tyle mamy dla Pepci i damy jej. Więcej w tej chwili dać nie możemy.
— Po naszej śmierci, Franciszku — mówiła miękko pani — po naszej śmierci wszystko będzie wasze, wszak Pepcia jedynaczka. Ten dom na Winohradach będzie także kiedyś wasz.
— No, jakaś tam hypoteka na nim jest — przyznawał się mistrz — ale to może jeszcze przed śmiercią opędzę. Zatem dziesięć tysięcy, Wejwaro, dostanie Pepcia po ślubie, w takich zielonych książkach praskiej miejskiej kasy oszczędności...
Mistrz wstał, podszedł do biurka i wyjął z pod przycisku książkę wkładową, którą tam sobie przygotował. Otworzył ją i położył przed Wejwarą.
— Ta jest na tysiąc. Składałem, gdy mogłem. W niektórych jest więcej, w niektórych mniej, ale dziesięć tysięcy będzie...
— Owszem, tatusiu, owszem — potakiwał Wejwara, jakby mu coś ściskało gardło. — Ale to właściwie dotycze panny Pepci. Ja mam nadzieję, że ze swoją pensyą, a wreszcie mam jeszcze przed sobą dalszą karyerę, tatusiu.
— No, dobrze, Franciszku — wmieszała się znów do rozmowy pani Kondelikowa, wiemy, że nie procesowałbyś się z nami, ale dla porządku... Daj Boże, byście tego ruszać nie potrzebowali! Gdyby teraz Pepcia nawet nic nie dostała, to jeszcze my tu jesteśmy, ale człowiek lepiej stoi na jakimś fundamencie.
— Co dotycze reszty, Wejwaro — ciągnął mistrz — to jest niby, tego, co Pepcia ma jeszcze kie-
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/41
Ta strona została przepisana.