Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/47

Ta strona została przepisana.

— Cieszy, cieszy! — mruczał Kondelik. — I cóż ztąd, kiedy tu sam mieszkać nie będę?
— Ale zrobiłeś to dla dziecka, staruszku ! — poważnie zauważyła pani.
— No, czekaj — odrzekł mistrz — gdy cisnę rzemiosło i pójdę na emeryturę, to przeprowadzimy się do tego mieszkania pod nimi i także je sobie wyzdobię, abym miał na stare lata ładnie w mieszkaniu.
Pani Kondelikowej błysnęły oczy. Obyż to nastąpiło jaknajprędzej.
Podczas odwiedzin nowego mieszkania uczyła się Pepcia gospodarować. Już w przedpokoju zrzucała żakiecik i kapelusz, wyjmowała z komody fartuszek, przywiązywała go sobie i biegła do kuchni. Tu ciągle ustawiała naczynia, ocierała je ścierką, choć błyszczały nowością, wycierała piecyki w porcelanowej kuchni, zaglądała do miedzianego kociołka, próbowała, czy dobrze ciecze woda z rury, równała drzazgi na kuchni, wsypywała korzenie do drobnych szufladek w wysokiej szafeczce nad stołem, wykładała kredens ząbkowanym niebieskim papierem, liczyła, czy ma na każdy garnczek odpowiednią pokrywkę i zapisywała w notesie, co jeszcze trzeba kupić.
Pani Kondelikowa milcząc śledziła gospodarowanie Pepci i serce jej poskakiwało z radości. Boże, mawiała sobie w duchu, daj im tu szczęście i błogosławieństwo! Czasem znów rzekła do córki:
— Pepciu, to jest najpiękniejsza pora z całego narzeczeństwa! Wszystko sobie zapamiętaj, o tem kie-