jako przyszła teśśś... przeklęte słowo! jako matka narzeczonej.
— Czy cię tylko zaproszą, dziewczyno! — zauważyła.
— Jutro przyjdzie zaproszenie, mamusiu — odpowiedziała Pepoia. — Amalka mi obiecała. Panieński komitet zaprasza tancerki, Karafiaci tancerzy.
— Jeśli przyjdzie zaproszenie, możemy pójść, Pepciu — przyrzekała pani Kondelikowa.
Pepcia ucieszona pocałowała matkę w rękę.
— Oczywiście, jeśli się na to zgodzi Wejwara — dodała matka.
— Jakżeby się miał nie zgodzić, gdy go poproszę.
— I jeśli się tatko nie będzie sprzeciwiał.
— Tatko może nam towarzyszyć i pójść na górę do Besedy, a potem wstąpi po nas. Już po raz ostatni mamusiu, po raz ostatni pójdziesz ze mną, na tę myśl chce mi się prawie płakać.
Tym razem nie sprzeciwiał się mistrz wcale. Myśl, że wkrótce wolnym będzie od podobnych zadań, cieszyła go szczerze, rzekł więc do żony:
— Ha! więc pójdziemy „na te Karafiaty”[1], niezwykła to rzecz w listopadzie.
Wejwara nietylko nie protestował, ale jeszcze objawiał szczerą ochotę.
Kiedy też następnego wieczora niespodziewanie otrzymał zaproszenie, rzekł skromnie, nie przypuszczając nawet, że to wszystko sprawiła Pepcia.
- ↑ Karafiat — goździk po czesku.