— Przypuszczałem, że teraz już o mnie nikt nie pamięta. Mężczyzna przed weselem traci u chciwych tańca na wartości.
— Przeciwnie, Wejwaro — zauważył mistrz Kondelik. — Taki człowiek powinienby właśnie być wszędzie zapraszany dla przykładu. Rzecz jasna, że się dziewczyny o pana przy mazurze rozbijać nie będą, ale matki lubią narzeczonego w towarzystwie. Jest on niejako wskazówką dla innych, ażeby nabrał chęci do żeniaczki.
— Nie każdemu się tak uda, jak nam — rzekła samolubnie, pewna siebie pani Kondelikowa. — Nie każdy jest Wejwarą!
— I nie każdy znajdzie taką kochaną Pepcię — wymówił pocichu Wejwara, delikatnie głaszcząc główkę swej narzeczonej.
Pani Kondelikowa schwyciła małżonka za rękaw i coś mu gorliwie pokazywała na stoliku do szycia. Czuła, że młodzi chcą się teraz pocałować, ale że nie zdecydowaliby się na to, gdyby ich obserwowano. A tego mistrz Kondelik nigdy nie pojmował, i nie odwrócił się w porę, co gniewało panią. Ojcowie bywają niekiedy ogromnie tępi.
Pepcia i Wejwara przeglądali potem zaproszenie, a narzeczona wtrąciła:
— Patrz, kochany, jaki tu zrobili dopisek: „Panowie w czarnych kostyumach”.
— Niepotrzebna uwaga — rzekła pani Kondelikowa. — Kiedy wieczorek wyborowy, to czarno.
Zabawę zapowiedziano na sobotę, dobry dzień
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/50
Ta strona została przepisana.