Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/53

Ta strona została przepisana.

— Idź więc do domu się przebrać — radził Wejwara.
— Do domu, dzieciaku! Na Pogorzelec? Nim powrócę, będzie po wieczorku! — mówił szybko Hawrda i nagle porwał Wejwarę za ramię. — Wejwaro, Franciszku, jeśli mnie choć trochę kochasz... ty nie wiesz, co się ze mną dzieje. Staram się o Amalkę, co mnie to kosztowało, nim mi tam pozwolono bywać! Teraz plącze się tam jakiś cukiernik, niech dyabli wezmą wszystkich cukierników. On jest na sali, przystawia się do Amalki, on ją oplącze, jeśli w porę się nie załatwię. Wejwaro, Franku — Hawrda pochylił się do ucha Wejwary, w tej chwili bowiem jakieś kuchty wychodziły z piwem z piwnicy, i szepnął mu do ucha kilka słów.
Wejwara wytrzeszczył oczy.
— Ależ, Hawrdo, cóż ja wtedy pocznę?
— Za dziesięć, za pięć minut powrócę, Franku, wybaw mnie z kłopotu.
— Ale gdzie to zrobić? — miękko już oponował Wejwara.
— Nic łatwiejszego, Wejwarko — nalegał kolega. — Patrz, tam jest mieszkanie stróża, poproszę go, a za chwilę powrócę i nikt nie zauważy...
I już ciągnął Wejwarę do mieszkania stróża w bramie Besedy.
Wejwara niechętnie szedł za przyjacielem, ale nie umiał mu się oprzeć. Hawrda rzekł kilka słów do stróża, wcisnął mu coś w rękę, stróż wprowadził obu panów do tylnego, ciemnego pokoiku, zapalił świe-