Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/57

Ta strona została przepisana.

Po dziesięciu minutach prowadził Kondelik nieszczęśliwego narzeczonego do zaniepokojonej małżonki i rozbolałej Pepci.
Wejwara powracał, jak skazaniec, ale w sali na szczęście nikt nie dowiedział się przyczyny jego nieobecności. Widząc go przychodzącego z Kondelikiem, mniemali, że był na górze na koncercie z teściem. Zatrzymał się wprawdzie trochę za długo, ale może radzili nad czemś.
Pani Kondelikowa chciała powrócić do domu, ale mistrz oparł się.
— Teraz właśnie nie! Teraz sobie każę dać piwa i pozostanę tu do końca.
Chwile wielkiej trwogi wynagrodziła sobie Pepcia po północy. Pozostali do czwartej rano.
Pepcia tak długo molestowała mamusię, aż wreszcie wydobyła tajemnicę zniknięcia Wejwary, odtąd ledwie wstrzymać się mogła od śmiechu, ile razy spojrzała na niego.
Podczas powrotu rzekł Kondelik, w niezwykle dobrym dzisiaj się znajdujący humorze:
— Wejwaro, czy nie masz czasem dwu par czarnych spodni?
— Obecnie nie mam, szanowny panie, ale krawiec szyje mi już nowe na wesele...
— Gdy je już będziesz posiadał, trzymaj się dobrej rady: noś zawsze obie pary z sobą.
Pani Kondelikowa, sama tłumiąc śmiech, zakryła małżonkowi usta dłonią, ale nie stłumiła tym sposobem takich wybuchów śmiechu Kondelika, że przygłuszyły one turkotanie kół powozu.