Po wieczorku „na pożegnanie ze stanem panieńskim” przebudziła się Pepcia jak ptaszę, świeża, żywa, i jęła przygotowywać śniadanie. Zły humor przed północny dawno wywietrzał z głowy, a teraz, nalewając z maszynki kawę, ze wszystkiego się tylko śmiała. Ba, kiedy pomyślała o Wejwarze, siedzącym tam w pokoiku stróża w kącie, w czamarze, kamizelce, w białym krawacie, w lakierkach, w białych rękawiczkach, ale także i w białych spodniach, nie mogła się powstrzymać i wybuchnęła śmiechem, pomimo tego, że po kuchni kręciła się Kasia w perkalowej spódniczce i w szurgających trepkach, rozdeptanych w sposób bajeczny i ziewała przytem jak lew.
Nad pierwszym i drugim wybuchem śmiechu Pepci nie zastanawiała się Kasia. Była zła, że jej kazano wstać. Nie pojmowała, dlaczego panienka, powróciwszy dopiero po czwartej rano z balu, uciekła już z łóżka i dlaczego jest w tak dobrym humorze. Ona, Kasia, poleżałaby sobie po tańcu aż do południa. Panienkom zawsze lepiej na świecie! Nie napracują się myciem garnków, szorowaniem podłogi, noszeniem węgla z piwnicy!
Ale gdy Pepcia chychotała się już poraz trzeci, podrażniło to ciekawość Kasi. Musi w tem być coś ogromnie zabawnego! I zamknąwszy właśnie usta po przedpotopowem ziewnięciu, otwarła je znowu, ażeby zapytać o powody śmiechu.
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/58
Ta strona została przepisana.
XXIV.
Ślubna koszula.