Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/59

Ta strona została przepisana.

Pepcia spojrzała na służącą, a widząc jej zaspaną twarz, potargane, pierzem przeplatane włosy i głupio ciekawy wyraz oczu, a przypominając sobie równocześnie Wejwarę w kłopotliwem położeniu, wybuchnęła głośnym, nietłumionym już śmiechem.
— Jakże ty wyglądasz, Kasiu!
— No, wyglądami — odrzekła mrukliwie służąca. — Nie byłam na balu, a gdybym była, tobym spała jeszcze. Z czego się panienka śmieje?
Pepcia nie odpowiedziała. Patrzyła na Kasię i śmiała się w dalszym ciągu.
— Z czego się panienka śmieje? — wdzięczyła się Kasia, pociągając Pepcię spracowaną prawicą za rękaw bluzki. — Niech mi panienka powie!
— Teraz nie, Kasiu — odparła Pepcia, starając się być poważną. — Po weselu ci powiem.
— Hm, po weselu — zakręciła Kasia nosem — wtedy panienka zapomni!...
Ale nie wydobyła z panienki tajemnicy, rzekła też kwaśno:
— Panienka jest dla mnie niedobra, a jednak służyć będę panience aż do ołtarza!
— Byle tylko nie do grobu — zaśmiała się Pepcia i nalała nową łyżkę wody na kawę.
Około godziny ósmej skrzypnęło łóżko pani Kondelikowej i odezwało się przeciągłe ziewnięcie, które przebudziło mistrza Kondelika.
— Że też nie śpisz, stara! — rzekł gniewnie. Wy, kobiety, jesteście jak zające. Do rana na balu, a potem śpią z otwartemi oczyma. Dziś mogłabyś dać pokój z tem rannem wstawaniem.