Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/69

Ta strona została przepisana.

— Jezus, Marya! jakże to może być?
— No, na nocne będą dobre, mamusiu — mówił Wejwara bardzo zakłopotany; — myślałem, że to są nocne, ale kiedy sobie Pepcia życzy, abym wziął jednę do ślubu, więc to zrobię...
W tej chwili wyszedł z sypialni mistrz Kondelik i już na progu wołał:
— Coś mi wetknęła za przeklętą koszulę, Betty, przecież jej nie dopnę...
Pani Kondelikowa spojrzała na małżonka i omal się nie zatoczyła.
— Kondeliku, Jezus, Marya, zkądeś ty ją wziął?
Mistrz miał na sobie bielutką, krochmaloną koszulę, z gorsem bogato wyszywanym w kłoski i wściekle ściągał końce karczka, których nie mógł dopiąć.
— Zkądeś ją wziął?
— No, zkąd! Z komody, gdzie są koszule!
Pani Kondelikowa pośpieszyła do sypialni, szuflada komody skrzypnęła i za chwilę powróciła z pięciu nowiutkiemi koszulami w rękach, wołając prawie z płaczem:
— Teraz rozumiem, Pepi! To są koszule Wejwary. Chryste Panie, jam to wkładała do pudełka nad wieczorem, po ciemku już — jam się pomyliła, te tu pozostały, a Franciszkowi posłałyśmy stare koszule tatki, które były przygotowane do reparacyi. O, dla Boga, wolałabym się zapaść w ziemię.
I nagle krzyknęła na małżonka:
— Zdejmiesz ją zaraz, Kondeliku! To jest