wej. Zawiadomienia, nad których stylizacyą pracował Wejwara z całem skupieniem, już rozesłano, już zaproszono gości na wesele, już miał ksiądz tej niedzieli narzeczonego z narzeczoną po raz trzeci zrzucić z kazalnicy.
U Kondelika roboty malarskie dawno były dokończone, przynajmniej te główniejsze, a teraz się tylko dorabiało resztę. Mistrz Kondelik nazywał to pogardliwie „plewami“, drobiazgi pozostawiał zupełnie swojemu majstrowi, a sam poświęcił swój czas narzeczonym.
— Nareszcie tatko się ruszył — zauważyła pani Kondelikowa widząc, że małżonek okazuje większe zajęcie, niż przedtem. — Dowcipkował ciągle, zbywał śmiechem, a teraz dopiero zobaczy, że trzeba robić.
W słowach pani Kondelikowej tkwiła myśl ukryta, pan Kondelik bowiem szczególniej w ostatnich dniach dopuszczał się różnych małych złośliwości, do których okazyę dawała mu owa fatalna pomyłka pani Kondelikowej z koszulami ślubnemi. Codzień wspominał o tem, za każdym razem z innym docinkiem, a najbardziej gniewało panią, że nie krępował się wcale obecnością Wejwary.
— Staruszku — mawiała kwaśno — tobieby się to nie wydarzyło, ty jesteś nieomylny, jak papież. Na moje kłopoty spoglądasz z góry, jak z obłoków, i cieszyłbyś się niezmiernie, gdyby mnie spotkał jaki ważny wypadek. Takimi jesteście wszyscy mężczyzni, daj Boże, aby pod tym względem nie był Wejwara do innych podobny, a wierzę mocno, że nie będzie.
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/72
Ta strona została przepisana.