— Kochasz Wejwarę, prawda, Pepci? — mówiła pani Kondelikowa tłumionym głosem i powoli przybliżała się do córki.
— Przecież wiesz o tem, mamusiu...
— Bardzo go kochasz, prawda, Pepciu?
— Wiesz, mamusiu...
— I gdyby chciał od ciebie nie wiem czego, nie odmówisz mu, prawda, Pepciu?
— A co mógłby?...
Pepcia posunęła dłonią po czole, doznała wrażenia, jakby się jej osunęły włosy i jakby jej tam przeszkadzały. Ale nie, włosy były w porządku.
— O to właśnie chodzi, Pepciu! Mąż ma wielkie prawa, nawet w Piśmie świętem napisane, a przed ołtarzem ksiądz ci powie: żona niechaj naśladuje męża swego w radości, kłopocie, we wszystkiem i zawsze..
Pani Kondelikowa zamilkła. Gotowała się na tę chwilę przez całą dobę. Uf! jakież to trudne zadanie! Przybliżyła się i chciała ująć Pepcię za rękę, ale dłoń jej opadła. Gdyby jej się dotknęła i poczuła, jak córka drży, odrazu straciłaby odwagę. Znów widziała w Pepci tylko dziecię.
Stanęła o krok od niej i mówiła dalej tłumionym, drżącym głosem:
— Jutro, Pepciu, przestaniesz być panienką podług prawa boskiego i ludzkiego, staniesz się małżonką człowieka, którego sobie sama wybrałaś, a na mocy prawa małżeńskiego, przybliży się do ciebie Wejwara...
— Mamusiu! — wyrwało się Pepci z piersi ści-
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/86
Ta strona została przepisana.