dwie dusze, mające w sobie nawzajem oporę, rozumiejąc się bez wydania choćby jedynego dźwięku.
Już prawie na pograniczu Pragi wstąpiły do sklepu z delikatesami. Rozejrzawszy się, kazała sobie pani dać kawałek sera ementalskiego, pudełko sardynek i trzy śledzie „bez ości,” takie zwijane.
— Tatko to lubi, a Wejwara także.
Na ulicy pouczała Pepcię:
— Gdy będziesz kupowała czasem dla Wejwary ser, bierz zawsze tylko ementalski, ten żółty i z dużemi oczkami, a gdy będzie u kupca wybór, to każ sobie dać taki spocony, bo to najlepszy. A sardynki kupuj mu tylko francuskie, wiesz, dalmackie są twarde, nie rozpływają się w ustach. Zresztą wy oboje tego dużo nie zjecie, ale gdy czasem kogo zaprosicie, to trzeba uważać. Gdy my do was przyjdziemy, to przyniesiemy z sobą!
Przechodziły już ulicę Żytnią.
— To sobie ciocia Kasia podje na sardynkach!
Na wieczór bowiem była zaproszona ciocia Urbanowa i pan Slawiczek, drużba Wejwary. Powinno być wesoło, bo to także stary zwyczaj — mówiła pani Kondelikowa — ażeby nie panowało usposobienie pochmurne. Miała przyjść także Amalka Myszkówna, druchna, ale wymówiła się — choć byłaby chętnie przyszła — tem, że suknia na jutro nie będzie gotowa. Pepci zdawało się, że Amalka wstrzymuje się tylko ze względu na Hawrdę, który, jako człowiek zazdrosny, gniewałby się, że jego ubóstwiana będzie druchną i pójdzie pod rękę z innym mężczyzną. A na to nie
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/89
Ta strona została przepisana.