dziewczęciu rękę pod stołem. — Czy pani się gniewa?...
I pochyliwszy się do jej ucha szeptał:
— W tym bukiecie jest coś ukrytego.
Pepcia zerwała się z krzesła, porwała bukiet starannie go oglądała. Rrzeczywiście, tu w środku jest coś ukrytego. Pepcia ostrożnie rozgarnęła kwiaty i wyjęła z drucianego pleciwa małe puzderko z białego atłasu.
Ręce jej drżały, gdy je otwierała. Na białym aksamicie spoczywała piękna broszka, kształtu owalnego. Była to miniaturowa, malowana podobizna Wejwary, otoczona rzędem perełek i dwoma rzędami pięknych granatów.
Pepcia oglądała z zachwytem podarek, pani Kondelikowa już wstawała z krzesła, ale prędzej podeszła ciocia Kasia i wzięła w ręce broszkę, Wejwary prezent ślubny.
— Franciszku, Franciszku — szeptała Pepcia. — taka wspaniała rzecz, pan mnie zawstydza.
— Serduszko kochane, czy się to tylko pani podoba? — rzekł Wejwara, ściskając dłonie dziewczyny i pochylając się ku niej, a podczas gdy inni oglądali broszkę, dotknęły nagle usta Wejwary różowych warg Pepci.
— Nieszczęście! — krzyknął mistrz Kondelik i głowy narzeczonych odsunęły się od siebie.
— Co znowu? — spytała przerażona pani Kondelikowa.
— Wejwara coś połknął! — zawołał mistrz Kondelik.
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/98
Ta strona została przepisana.