Strona:Ignacy Baliński - Na śmierć Jana Matejki.pdf/4

Ta strona została uwierzytelniona.

Mistrz Jan nie żyje! Jego dzieło żyje!
Przez pole sztuki przemknął, jak zwycięski
Hufiec przez błonie, ale nie niósł klęski
I w piersi grotem nie godził niczyje.
Przeszedł, jak burza, lecz za nim szło słońce,
Szło słońce prawdy, wciąż przygasające,
W ciąż przez geniuszów znowu rozpalane.
On słońcu tem u wydarł promień nowy
I smugi jego skierował świetlane
Na mroczne głębie przeszłości dziejowej.
Rozwarł grobowców spleśniałe podwoje,
Rozświetlił szatni wnętrza i zbrojowni,
Pieczęci bruzdy, pergaminów zwoje,
I mgły rozproszył ze zwycięstw widowni.
Z ruin, ze szczątków, z tego co się kruszy,
Brał formę sobie, a dla formy — duszy
Szukał i znalazł w dziejów sławnych księdze,
W miłości kraju, w natchnienia potędze!

I spójrzcie! Oto przed zdumionym wzrokiem
Jakie się z grobu podnoszą postacie.
To boju szykiem, to spokojnym krokiem,
W zbroi, habicie, lub godowej szacie,
Idą, harcują, walczą, albo radzą.
O mistrzu! jakąś obdarzon Ty władzą:
Gdzie proch był marny — mieni się pas lity,
Błyszczą atłasy, płoną aksamity;
Gdzie krew zakrzepła — znów krew lśni posoką;
Gdzie złoto zgasło — znów nęci blask złota;
Z ciał, twarzy trupia opada martwota,
Prężą się żyły, ogniem tryska oko,
Wszędzie, miast śmierci, znów się budzi życie,
A my olśnieni wołamy w zachwycie:
«To z mogił nasi powstali przodkowie!»
A obcy każdy wstrzyma się i powie