Strona:Ignacy Charszewski - Słońce szatana.djvu/100

Ta strona została skorygowana.

Świder tego zarzutu, o tyle nędznego umysłowo i moralnie, o ile i potężnego doniosłością skutków dziejowych, wkręciwszy się w genjalny mózg Augustyna, wyzwolił zeń gejzer myśli historjozoficznej, który wybuchnął wiekopomnem dziełem „De Civitate Dei“. Wielki i ciężki zarzut upadł, a dalsze dzieje zatwierdziły jego upadek. Runęła Civitas Mundi, zwyciężyła Civitas Dei, podbiwszy barbarzyńców, wobec których tamta uległa.
Lecz, oto, hydra poganizmu odżyła i łeb owego zarzutu znowu podniosła. Nibyto, wraz z nami, potępia dawny kult bogów; lecz, solidarnie z tymże, zająwszy stanowisko ateistyczne, jeszcze mocniej potępia nas, dawnych owego kultu zwycięsców, jakoby spotężnienie zła politeistycznego przez zło monoteistyczne, jako zło autokratyczne, bardziej przeciwne demokracji, wzmocnione w dodatku przez „żydowskość“ chrystjanizmu, tak antypatyczną osobliwie zżydziałym Arjom.
Teraz, pod międzynarodowem hasłem: żadnych bogów! — świta jakoby nowa era: era wyzwolenia od duszącej świat zmory Bóstwa, era szczęsnej, życiodajnej, radosnotwórczej wolności antropokratycznej, człekowładczej. Człowiek staje się wreszcie Człowiekiem. O nie, bynajmniej nie bogiem! Słowo „bóg“ to „słowo puste“. Wolna myśl wyrzuciła zeń treść jego z pogardą, chociaż lubi go dla własnej dekoracji używać i przez wielkie Be, dla własnej niepróżnej chwały, je pisać.
Świat coraz jaśniej pojmuje, że Chrześcijaństwo, które, na nieszczęście rodu ludzkiego,