Strona:Ignacy Charszewski - Słońce szatana.djvu/104

Ta strona została skorygowana.

A iluż to jest katolików, którzy ze zdumieniem się dowiadują, albo by się dowiedzieli, o istnieniu przebogatej literatury religijnej katolickiej!
Z waszej winy i na wasze nieszczęście, Miasto Boże jest dla was, śleponiewierców, leżącym w gruzach i zasypanym Babilonem. Rzekomo samiście je zburzyli, by dziwować się jego nędzy, wy, pyszna fałszywemi blaskami, skazana na zagładę przez najazd barbarzyńców ze Wschodu, przez was samych wywoływany, — Civitas Mundi, odwieczny Ciemnogród szatana!
W starożytnem echu życia i śmierci Chrystusa nie to jest dziwne, że było ono tak słabe, lecz raczej to, że jednak się odezwało. Toteż apolegeci powołują się na nie, jako na świecki dokument historyczności Chrystusa. Owi świadkowie byli zbyt ślepi na światową i wiekotrwałą doniosłość Jego żywota i śmierci, by mogli chcieć uciekać się do przedziwnej teorji dziwów dla znicowania istotnego Dziwu dokonanego przezeŃ Dzieła, które dopiero Dziwem swego rozwoju miało się rzucić w oczy świata. Toteż św. Jan Ewangelista stwierdził: „Na świecie był, a świat jest przezeń uczynion, a świat Go nie poznał“.
Zato nowopoganizm ma interes w stwarzaniu stucznych a marnych dziwów przeciw Dziwowi. Nic one jednak przeciw niemu nie poradzą. I jeżeli Civitas Mundi znowu sprowadzi na siebie barbarzyńców i pod ciosami ich legnie, — Civitas Dei, znowu obarczona odpowiedzialnością za najazd, znowu ich podbije i znowu świat odrodzi.