Strona:Ignacy Charszewski - Słońce szatana.djvu/112

Ta strona została skorygowana.
RELIGJA ROZSĄDKU POZA ROZSĄDKIEM



Zapowiadając miljony religij, — zapowiedź nie nowa! — jako owoc wolności religjotwórczej, autor ogłasza religję własną i wzywa duchy pobratymcze do jej apostołowania. Jakże to? Więc narzucanie, za przykładem „samowolnego boga“? Co robić atoli! Zakute w dogmat ateizmu, jednym i tym samym stemplem jego nacechowane, miljony religij musiałyby być bliźniaczo do siebie podobne. Mniejsza więc o to. Przypuśćmy, że autor daje szablon, i przyjrzyjmy się mu.
Jeżeli religja, chociażby fałszywa, ma być religją, to odrzucony kult Stwórcy musi być zastąpiony kultem stworzenia, awansowanego na boga. Bez pojęcia Bóstwa nie może być ani mowy o religji, gdyż, jak sam słoworód tego wyrazu wskazuje, religja to związek człowieka z Bóstwem, a przynajmniej z czemś, za Bóstwo poczytanem.
Autor chce mieć koniecznie religję, jużto jako postulat natury ludzkiej, jużto jako postulat życia społecznego. Zjawia się przeto „prawdziwy Bóg Wszechświat“, a, jako jego „współczynnik“, — „tkwiący w nim bezpośrednio człowiek, jednostkowo zindywidualizowany Bóg Wszechświat“ — „deus minor“ scholastyków, ubóstwiony mikrokosm (mały świat) Greków.
Lecz oto szkopuł! Aspiracje religijne autora