Jak widzimy, są to przeciwieństwa nie do pogodzenia. Należałoby wybrać jedno z dwojga: albo religję „Boga-Wszechświata“, albo wogóle o żadnej religji nie majaczyć. Autorowi wszakże ten majak religijny jest potrzebny, zatem go podtrzymuje razem z przyrodniczem jego przeczeniem, nie troszcząc się zgoła o ich pogodzenie, zamykając oczy na rzucającą się w nie sprzeczność. I snuje religję swą dalej.
W małym bogu człowieku, rozumianym przez autora, rzecz prosta, bynajmniej nie w sensie scholastycznym, jako uosobione podobieństwo Boga, — wielki bóg wszechświat nie tylko się streszcza, ale i dochodzi do świadomości. Zapłodniony przezeń rozum ludzki rodzi swoistą teologję kosmiczną, która się zowie Oświatą, a która nie jest niczem innem, jak tylko wiedzą o wszechświecie, lecz prześwietloną „prawdziwym“ ateizmem. Tak prześwietlona wiedza to dopiero światłość, która ma, zamiast Światłości Chrystusowej, oświecać wszelkiego człowieka, na ten świat przychodzącego, — wszelką duszę, jak słońce fizyczne oświeca wszelkie ciało.
„Niema złej lub dobrej oświaty“. Istnieje jedynie oświata i ciemnota. „W środowisku niezmienności dogmatu niema oświaty“. Jest ona wyłącznie w środowisku ateizmu, który wprawdzie, w istocie swojej, jest także niezmienny, lecz zato zmienny kameleonowo w swoich miljonowych emanacjach religijnych, zawsze prawdziwych, chociażby między sobą niezgodnych, bo szczerych.
Zkolei oświata ateistyczna rodzi prawdziwą, oświeconą moralność. Oświecony ateista tworzy
Strona:Ignacy Charszewski - Słońce szatana.djvu/114
Ta strona została skorygowana.