ją również sam sobie, jak i religję. Oczywiście, nie żałuje sobie rozkosznych więzów moralnych, ale, że czyni to z własnej woli, zatem zachowuje swą wolność. Tu z całą oczywistością okazuje się niewolniczość ślepowierców, noszących „obrożę“ okrutnego Boga. Jeżeli przyjmują ją oni i noszą dobrowolnie, to tylko dowód tem większego ich służalstwa i upodlenia.
Tak, w zarysach, przedstawia się religja wiarygodności, godna rozsądnego człowieka, czyli, mówiąc krótko, religja rozsądku, a — jak chce autor — „Boga Rozsądku“.
Mówiąc naprawdę rozsądnie, skoro słowo bóg to słowo puste, tedy i religja z pustym bogiem jest pusta. A że z pustego nie naleje nawet i wolnomyślny Salomon, przeto pustym sobiebogiem i samoprawodawcą jest i wyznawca takiej religji.
Rzeczywistą, posiadającą właściwe składniki, a z ducha arystokratyczną religją jest stworzona przez Comte’a religja Ludzkości. Również religją — z ducha demokratyczną — jest socjalizm, czy komunizm. Tu i tam bowiem się dogmatyzuje i około określonych jąder dogmatycznych mistycyzuje.
U Comte’a istotą najwyższą jest Ludzkość, zorganizowana hierarchicznie, z wielkimi ludźmi na czele, w których boskość tej istoty przejawia się najpełniej („nos dieux sont les grands hommes“), wyłączająca jednak pasorzytów ludzkich (więc chyba cały naród żydowski!), a zato włączająca pożyteczne zwierzęta. Religja ta odpowiada, mniej więcej, starożytnej herolatrji, kultowi bohaterów, i jest najwyższą formą politeistyczną.
Strona:Ignacy Charszewski - Słońce szatana.djvu/115
Ta strona została skorygowana.