Strona:Ignacy Charszewski - Słońce szatana.djvu/118

Ta strona została skorygowana.

mrzonką i frazesem. Jak swego ducha, człowiek winien użyć i ciała w pełnej sile swych zmysłów“.
Wspaniale! Tego, tylko tego, należało oczekiwać od boga-wszechświata.
„Religja wiarygodności nie zabrania żadnej uciechy ciała, chociażby szału zmysłów“.
Jeszcze wspanialej!
„Miłość płciowa jest poza wszelką etyką“.
Cudownie! Prościutka, jak strzelił, droga do ideału Mędrców Syonu, wedle którego bydlęta z twarzami ludzkiemi są przeznaczone do zaszczytnej służby ludowi wybranemu. Poco tu tylko gadać o jakimś duchu? Czy to nie mrzonka i frazes wobec tak nieograniczonych praw ciała?
No, nie zupełnie. Olśniwszy czytelnika szczodrobliwością boga-wszechświata i zarazem swoją własną wolnomyślnością, autor, jakby się zląkł skutków tego jasnego prawa, stawia wolności ciała pewne granice:
„Wolno ci, człowieku, wszystko, aż do granic swawoli i zła — grzechu. Wolność użycia ciała da ci najmocniejszą pewność, że wolności ciała nie nadużyjesz. Nagość tępi wrażliwość wobec nagości. Przysłowia są mądrością narodów, a przysłowie mówi, że owoc zakazany smakuje najlepiej“.
Gdyby szło o walkę na przysłowia, można byłoby zasypać autora dziesiątkami takich, które wyrażają wiarę w Boga, gdy autor nie miałby się czem odstrzelić. Lecz i przysłowia są różnej wartości, a także różnych kategoryj. Obok wyrażających prawdę przedmiotową, są i psychologiczne. Do rzędu tych drugich należy przytoczone przez autora.