Strona:Ignacy Charszewski - Słońce szatana.djvu/126

Ta strona została skorygowana.

very, a potem Berenguera. Rząd i król małodusznie dali się steroryzować wrzaskom masońskim na rzekome srogości dyktatury, rzekomo zwrócone przeciw narodowi, a nie przeciw żywiołom rewolucyjnym; stało się to tem łatwiej, że owym wrzaskom wtórowała zbałamucona demokracją opinja katolicka, częściowo nawet i duchowna.
Tymczasem, zagiąwszy parol bolszewicki na arcykatolicką Hiszpanję, już Lenin „przepowiadał“ rewolucję hiszpańską. U nas zaś, jeszcze przed wojną, ś. p. Grossek Korycka sygnalizowała „Supremację Zła“ w życiu, literaturze i sztuce Zachodu, skąd już tylko jeden krok do takiejże supremacji politycznej.
Ale naturalna prawda ewangieliczna o poznawaniu drzewa z jego owoców jest jedną z tych, o których rzekł Chesterton, że są „zbyt proste“, by mogły się wsunąć w powypaczane anarchistycznym demoliberalizmem spółczesne pochwy umysłowe.
Więc ze swego bezbożnickiego ostu autor nasz oczekuje słodkich fig uduchowienia, i to pomimo, że, zgodnie z dogmatem ateistycznym „credo non esse Deum“, daje wolność ciału. Niby ateistyczny Tomasz a Kempis, tłómaczy on swemu „człowiekowi“: „Wiesz, że im bogatszy będziesz duchem, tem mniej będziesz pragnął prostackich i chamskich radości“.
Jakież to może być ateistyczne bogactwo ducha? W najszczęśliwszym przypadku takie, jakie posiadał arbiter elegantiarum, Petronjusz, i to pod warunkiem petronjuszowskiej wolności od wolnomyślnej, chamskiej z natury, nienawiści