Strona:Ignacy Charszewski - Słońce szatana.djvu/134

Ta strona została skorygowana.

człowiekiem. Tylko że, kiedy prawo wolnej miłości jest prawem skażenia natury ludzkiej, jest wynaturzeniem, jako wynik zaprzeczenia przeciwważącej skażenie nadprzyrodzoności, — to prawo niekrzywdzenia jest owocem ze szczepu moralności chrześcijańskiej, ale owocem zdziczałym, który nazwaliśmy wierzbianką.
Ta wierzbianka, ten okruch etyki, sformułowany, byle nie wpaść w niebezpieczeństwo Katechizmu, elastycznie, z pozostawieniem oceny tego, co jest krzywdą, sercom bezbożnym, — a dla prestige’u upstrzony grandilokwencją przyrodniczo-mitologiczną, — oto cała religja ateistycznego rozsądku. Rozsądku istotnego w niej tyle, ile go zapożyczono od potępionego chrystjanizmu i to w postaci karłowatej.
Ile odmian krzywdy — stosownie do różnych rodzajów wartości ludzkich, mogących być uszkodzonemi lub zniszczonemi przez krzywdę (przydałaby się jednak numeracja!), — tyle wierzbianek etycznych.
Ubogi, do licha, w owoce paradisus! Wzgardzi nim bydlę ludzkie, którego ideałem jest, żeby było „byczo“; a wyśmieje go człowiek — demon. Któż więc wejdzie do niego? Chyba tylko „ropuchy“, jak Nietzsche nazywa socjalistów.
Ten uproszczony paradisus naukowy jest bardzo zbliżony do owego prymitywnego raju wolności, w jakim żył Japończyk Morita. Ów syn Wschodzącego Słońca uparcie utrzymywał wobec misjonarza, że niema grzechów poza morderstwem i rabunkiem i że jeśli są jeszcze inne, to są one konieczne. W raju tym zresztą prze-