Strona:Ignacy Charszewski - Słońce szatana.djvu/143

Ta strona została skorygowana.

wiecenia i masy nauczycielskie we Francji, wyda się idyllą. Wreszcie, wszak to na czasy ostateczne, kiedy ludzkość stanie u szczytu kultury materjalnej, Apokalipsa zapowiada Teror nad terorami.
Mniejsza z tem, że, w takim razie, z wyroku samego twórcy, jego religja przestanie być religją. Chodzi o to, że to jest religja, tylko niezupełnie taka, jak ją autor sobie wykalkulował.
Czy on tego chce, czy nie chce, pozytyw negatywnego w sobie ateizmu to satanizm. Satanizmem jest ta nienawistna odraza, perwersja i zaciekłość, z jaką autor traktuje Rzecz na ziemi najświętszą i jedynozbawczą — Chrystjanizm. Satanizmem jest to fanatyczne wydzieranie społeczeństwu wiary i, przez to, gotowanie mu piekła bolszewickiego.
Ateista Le Dantec bał się odebrać wiary choćby jednemu tylko chłopu. Autor zaś, którego martwi krzywda nienasyconej rozpusty, z sercem radosnem waży się na tę krzywdę, z wszelkich krzywd najstraszniejszą. Czemu?
Gromi on inteligencję: „Inteligencja musi się pozbyć obłędnego frazesu, że ludowi nie wolno odbierać starej wiary. W dziejach tylekroć ją ludowi odbierano. Dano nową“.
„Dano nową“ — oto racja! Le Dantec nie miał nowej do zastąpienia nią starej, bo jego ateizm był rzeczywiście prawdziwy — nie w tem naturalnie znaczeniu, żeby był prawdą, lecz, że naprawdę żadnych bogów nie uznawał. Autor natomiast ofiarowuje nową, bo jego ateizm jest właściwie antyteizmem, przypuszczającym jakiegoś przeciwboga, jako przedmiot kultu przeciwbożnego.