Strona:Ignacy Charszewski - Słońce szatana.djvu/144

Ta strona została skorygowana.

Ale to nie jest żadna nowość.
Wiecznie nowe jest chrześcijaństwo i, dlatego, nigdy niczem zastąpić się nie da. A to, co daje nam autor, jest starą wiedźmą pogańską, co się wciąż sztucznie odmładza i mizdrzy do „starego“, zepsutego człowieka. Wyszminkował ją fałszowanemi kosmetykami nowoczesnej nauki, wystroił w frazeologję wielkich, lecz, zdaniem jego własnem, pustych słów i, tak odmłodzoną, starą ladacznicę przeciwstawił czystej w swym boskim pierwiastku Oblubienicy Chrystusa — Kościołowi.
Odebrać tamto, dać to — to żadna i niczyja krzywda. „Połowa krzywd jest urojona, jest przeczulicą samolubstwa“. Krzywdy zaś, wyrządzone ślepowiercom, wszystkie są urojone, a w istocie są dobrodziejstwem. Przecież Kościół, który pod naporem starej, wyfjokowanej ladacznicy likwiduje sam siebie, nie wierzy sam w siebie, i zresztą nigdy nie był zdolny do wielkiego dzieła odrodzenia świata przez wolną miłość. No i przez wielkie prawo niekrzywdzenia „drugiego“, które straszliwie gwałcił, wtłaczając światu na kark nieznośne jarzmo, nazwane w Ewangelji „wdzięcznem“ chyba na urągowisko.
Więc daje się „wiarę nową“.
Istotnie, pomimo potępienia przez autora wszelkiej wiary, to, co on nam daje, nie jest gołą tylko niewiarą, ale to także jest wiara, lubo nie pierwszej młodości. Jestto niewiara w stosunku do Boga, lecz wiara w stosunku do przeciwboga.
Autor wypróżnił słowo „Bóg” z jego treści w stosunku i do swojego wielkiego boga rzekomo. Czemu go jednak honoruje wielkiemi