Strona:Ignacy Charszewski - Słońce szatana.djvu/146

Ta strona została skorygowana.

chód i na przysięgającą nań Polskę. Jak i demokracja zachodnia, zrodzona z rewolucji francuskiej, szatan umie być w potrzebie wersalczykiem; zmuszony zaś kuternożyć na protezie idealizmu, potrafi kuternożenie uczynić modnem.
Na Walpurgisnacht w „Fauście“ Getego Mefistofel tłómaczy czarownicy, czemu wystąpił bez końskiego kopyta i bez ogona:

„Kultura, skoro cały świat ją liźnie,
Po djable także się prześliźnie.
Gdzie dzisiaj ogon, rogi, lub pazury?
Nie znajdziesz ich, bądź tego pewna zgóry.
Kopyto zaś, choć go nie rzucam przecie,
Zaszkodzićby mi mogło w świecie
I byłoby to jakoś brzydko:
Więc chodzę teraz z przyprawioną łydką“.

Wolnomyślna zatem odraza do szatana jest wobec tegoż w porządku. Brzydota ma odrazę do brzydoty, bo w niej, jak w zwierciadle, odbija się jej własny konterfekt. Więc jej unika. Kiedy zaś jej takie zwierciadło podsunąć, to zamiast siebie samej, ujrzy w niem — nawet nie paszkwil na siebie, lecz, jak małpa Kryłowa, — swoje „kumoszki“. W danym razie, zakwefiony idealizmem satanista — w zwierciadle szatańskiem widzi ślepowierców.
Ale Bernanos mówi z niedźwiedzią szczerością:
„Le devot de l’univers charnel est à soi même Satan“ — „Czciciel świata cielesnego jest sam sobie szatanem“. Uważa samego siebie za sobieboga, a jest sobiebiesem; łudziłby się zresztą także, gdyby się mniemał być niezależnym od biesa zaświatowego.