Strona:Ignacy Charszewski - Słońce szatana.djvu/148

Ta strona została skorygowana.

nie swego arcydzieła woła on basowemi głoskami — ponieście to w świat!“
Przed laty autor napisał „Polskę w otchłani“. Zapewne już i tam (nie znam tej książki, ani jej poznać nie pragnę), lecz tu napewno otchłanią jest katolicyzm. Przeto nasz ratownik podaje Polsce sznur ateizmu, gestem fakira rzuciwszy drugi jego koniec w przestrzeń kosmiczną — ku „Bogu — Wszechświatu“. Czy — aby się na nim powiesiła? Co znowu! Żeby się z otchłani katolickiej wydostała i wspięła po nim na... wyżyny uduchowienia!
Niepoczytalne szaleństwo? Bezwątpienia; lecz spłodził je oszalały szalejem bezbożności duch czasu, który w szaleństwie się mieni „Bogiem Rozsądkiem“ i zaleca ludziom „rozsądnym“ jako taki.
Wbrew wezwaniom ze strony Woln. Pol. do odbicia tego dzieła w miljonach egzemplarzy i rozrzucenia go po kraju, — pod strzechy ono nie zbłądzi. Ani nawet pod liczniejsze dachówki i blachy. Jest na to zbyt wielkie i drogie, a przedewszystkiem zbyt obciążone erudycją, zresztą, fałszywą.
Istnieje wszakże legjon bezbożników inteligentnych, naszych i „od naszych,“ co się chcą stać mózgiem narodu; a zwłaszcza łatwopalne strzechy są wysuszone pożarnym wiatrem od Marxa, wiejącym to od wschodu, to od zachodu. Istnieje groźne spasowiactwo, rozporządzające państwowem pedagogjum, tym rozsadnikiem, już nie ateizmu, lecz pozytywnego antyteizmu. Istnieje złowrogie, tem groźniejsze, że obłudne i za panbrat spierające się z biskupami, Ognisko nauczy-