Strona:Ignacy Charszewski - Słońce szatana.djvu/151

Ta strona została skorygowana.

łożeniu w stosunku do „naszego Rządu, który z całą gotowością przychylił się do naszego wniosku o zwołanie kongresu w Warszawie“ — przez „Polskę“ (sic! żydopolscy bezbożnicy to już Polska!).
Długą litanję demoniczną możnaby z takich przejawów demonjactwa za ostatnie lata, cieszącej się wolnością zła, Polski — ułożyć. Są to groźne znaki na zachmurzonem niebie polskiem. Świadczą one, że naszemu mahometowi religji wolnej miłości nie zbraknie apostołów; że jego apel do nich nie jest głosem wołającego na puszczy; że jego dzieło, jakkolwiek jest zjawiskiem teratologicznem (monstrualnem), ma widoki powodzenia i zdolne jest wstrząsnąć Polską i strącić ją w otchłań, gotowaną jej przez bolszewików, Niemców i żydów.
Wraz ze zwarjowanym lekarzem francuskim z czasów rewolucji, Cabanisem, apostołowie ci przysięgają na to, że Boga niema, i żądają, aby Jego Imię nigdy nie było wymawiane w szkole, w urzędach, a nakoniec i w domach prywatnych, — nigdzie. Owszem, aby Mu wszędzie, a naprzód w szkole, bluźniono. W tym celu mają być świętokradzko wyzyskiwane wszystkie nauki.
Jeżeli kogo, to przedewszystkiem tych niepoczytalnych szaleńców należy poskromić. Tak, jak Napoleon I poskromił ateistę Lalande’a, gwiaździarza, głośnego w swoim czasie z tego, że w obecności swoich przyjaciół, dla okazania się prawdziwym filozofem, pożerał pająki i gąsienice.
Występując w charakterze członka Instytutu, którego członkiem był także Lalande, w liście do