Strona:Ignacy Charszewski - Słońce szatana.djvu/19

Ta strona została skorygowana.

rzeć w oczy i zawrzeć z nią ślub; ale i wówczas jeszcze ukrywa się z nią przed światem.
— Umarłem! — ogłasza więc szatan politycznie.
— Djabeł umarł! — niemniej politycznie powtarzają słudzy jego, jak echo.
Wprawdzie, po ukazaniu się demonologicznej powieści Bernanosa „Pod słońcem Szatana“, — ci sami, wolni od wszelkich zaświatowych panów, panowie ogłosili:
„Od czasu Dantego istnieje piekło, od czasu Bernanosa — djabeł“ („Wiadom. Lit.“).
Ale co z tego, że Bernanos wskrzesił djabła? Oni zaraz zrobili sobie z niego zabawkę artystyczną, która w artystojdach wywołuje — rozkoszne przez swoją niesamowitość, połączoną z poczuciem bezpieczeństwa, — dreszczyki. I złożyli talentowi Bernanosa hołd, że tej zabawce dał życie... artystyczne, jak Dante swemu Piekłu.
Rzeczywisty djabeł umarł bezpowrotnie. Przynajmniej do chwili, w której on sam uzna potrzebę swego zmartwychwstania. Biedak, nie może żyć w atmosferze niewierstwa. Jest dlań zabójcza. I umarł nie dopiero „ostatnio“, jak chce Papini. Już niejednokrotnie z tejże przyczyny umierał. Już w Raju sprawił się tak dobrze, że mógł sobie umrzeć na długie czasy epoki przedchrystusowej. I pocóż byłoby mu żyć? Nie miał nic a nic do roboty. Słudzy jego, z wolnej i nieprzymuszonej woli, czynili jego wolę. Przedziwnie ją odgadywali. „Ostatnio“ nastały dlań takie same złe czasy. Więc znowu wziął i umarł. Biedny bezroboczy!
Natomiast pojawił się zachwycający urodą i genjuszem anioł światłości. Mówi św. Paweł,