Strona:Ignacy Charszewski - Słońce szatana.djvu/34

Ta strona została skorygowana.

trzeba osobno. Autor jednak nie zadaje sobie tego, niebezpiecznego dla wolnej myśli, trudu; lecz, ułatwiając sobie zadanie, sądzi naszą logikę ze stanowiska swojej niewiary, uznanej zgóry za absolut mądrości; z takiego stanowiska nasza logika musi wypaść antypodycznie, jako „głupota“. „Głupota“ dlatego, że jakoby na to, by dojść do niewiary, trzeba olbrzymiego rozumu!
Jest tu coś olbrzymiego rzeczywiście, zaszło tylko nieporozumienie co do tego „coś”. Co to takiego, poznać nietrudno nie tylko z dziejów, zwłaszcza dziejów filozofji, ale i z codziennego doświadczenia. Bezwierstwo po wszystkie czasy przejawiało olbrzymią pychę wobec pokory wierzących, biorąc wydęty pychą rozum własny za jego olbrzymiość naturalną, a pokorę rozumu wierzącego za jego karlość. Olbrzymia tu więc jest pycha; a że pycha, jak wiadomo, zaślepia, zatem i ślepota; ślepota zaś umysłowa to głupota, która w przeczeniu Mądrości Najwyższej osiąga swój szczyt.
Z faktu, że rozum jest pośrednikiem zarówno wiary i niewiary, wynika, że wartość jego w obu wypadkach może być równa. Różnice między rozumem wierzącym a niewierzącym leżą w płaszczyźnie moralnej. Jako pośrednik niewiary, rozum, wedle wyrażenia Szekspira, jest stręczycielem pożądliwości. Rola nikczemna, która rozum poniża i obniża, — wszystko jedno, czy to będzie rozum profesorski, czy też Antka z nad Wisły. Bezwierstwo, niezależnie od siły rozumu i wielkości nauki, prowadzi do wiary w Pawłowe „nikczemne“ i Piotrowe „uczone baśnie“. Bezapelacyjnie i bez względu na dokto-