Strona:Ignacy Charszewski - Słońce szatana.djvu/40

Ta strona została skorygowana.

i upojeń poetyckich i opowiadały mu chwałę Stwórcy.
— Nie można, oświecony donie, zaprzeczać celowości w przyrodzie bez pozbawienia nauk przyrodniczych wszelkiego sensu. Idea celowości to ich dusza. Celowość rzuca się w oczy nawet prostakom. Jeżeli prostakami oświeconość twa gardzi, to nie zaliczy do nich Kopernika, Galileusza, Keplera, Bakona, Kartezjusza, Newtona, Leibnitza, Liebiga, tych królów nauki, których idea celowości wiodła do wiekopomnych odkryć, niby Gwiazda betleemska Trzech Mędrców do Stajenki. Za ich przykładem, pytaj nie tylko już gwiazd, ale — jak wzywa Hijob — „pytaj bydła, a nauczy cię, i ptactwa, a okażeć; mów do ziemi, a odpowie tobie, i będąć powiadać ryby morskie: któż nie wie, że to wszystko ręka Pańska uczyniła?“ Tak zdumiewająco celowy w każdym szczególe jest bowiem ich ustrój!
— To też nawet i filozofowie bezbożni, jak Hartman oraz „nasz“ Marburg, uznawali w przyrodzie celowość; tylko że, nie chcąc przypisać jej Stwórcy, jak nakazuje to masonerja i do czego ona przywiązała glorję postępowości, orzekli, że ta celowość jest bezwiedna. Lecz byłby to cud rozumu bez przyczyny rozumnej. Jeżeli bowiem, donie, zechcesz za żydkiem francuskim, Bergsonem, przypisać celowy ustrój świata swemu „Bogu Wszechświatu“, no to sam przecież orzekłeś, że słowo „bóg“ to słowo puste. I masz w tem słuszność. Ono istotnie jest puste, puściuteńkie, o ile nie odnosi się do jedynego prawdziwego Boga. Korzysta z tego czarny jegomość i czyni