Strona:Ignacy Charszewski - Słońce szatana.djvu/51

Ta strona została skorygowana.

bliźniego Platon i „Kon-Fu-Tse“ (właściwie Khung Fu-Tse — Konfucjusz).
Niby tak. Tylko że mędrzec grecki jakoś tam godził miłość bliźniego z niewolnictwem, niestety, od pogaństwa nieodłącznem. Słuszne zresztą jest oburzenie autora przeciw św. Pawłowi, że zalecał niewolnikom posłuszeństwo względem panów. Chociaż bowiem, dzięki jego metodzie, sami panowie wyzwalali niewolników dobrowolnie, jednak była to metoda hodowania ducha niewolnictwa, o ileż niższa od metody walkoklasowej, wszczepiającej w duszę robotnika poczucie, że jest panem, a pogardę dla panów. Dzięki temu walka klasowa trwa bez końca, a robotnik rozpala się w niej do czerwoności, tak, że przed tym czerwonym panem drży ród burżujów.
Co do mędrca chińskiego, to naukę jego moralną podziwiali jezuici, tak dalece, iż przypuszczali, że zaczerpnął ją on z Objawienia St. Z. Ale samo już to przypuszczenie stwierdza, że się on nie wzniósł ponad St. Z. W rzeczywistości zaś — nawet doń nie dorósł. Jego nauka moralna jest czysto naturalistyczna. Ideałem jej nie jest, jak w St. Z., człowek święty, lecz tylko człowiek po ziemsku szlachetny. Brak też boskiego autorytetu sprawił, że dzieło reformatorskie Konfucjusza stoczyło się na niziny bałwochwalstwa i pustych form obrzędowych — z powrotem.
Są to wszakże okoliczności tak małej wagi, że nawet nie warto o nich mówić; toteż i autor o nich milczy. Natomiast warto podkreślić, że szczytem nauki ewangelicznej jest: „Kochaj