Strona:Ignacy Charszewski - Słońce szatana.djvu/58

Ta strona została skorygowana.

w sobie, polski, lubo nie rdzennie; w danem jednak zastosowaniu jest on germanizmem, gdyż stanowi tłomaczenie z niemieckiego „Heidekorn“ — ziarno pogańskie. Otóż autor popełnia utajone poganizmy, wkładając sens pogański w teksty święte.
Nie upieramy się jednak przy twierdzeniu, żeby jego poganizmy przeciwbiblijne — utajone, czy jawne — były owocem świadomego bezwzględnie fałszerstwa. Czerpie on je, jak widać ze stylu podawanych przez niego przytoczeń, z drugiej ręki — i to obcojęzycznej. Co sfałszowała ta ręka, on jeszcze „poprawia“ nieudolnym, a nastrojonym złośliwie, przekładem. Ale, w takim razie, jego bibljoznawstwo jest horendalne. Bodaj, czy miał on choćby w ręku egzemplarz Pisma, które tak bez pardonu sądzi!
Równie znakomite jest jego dogmatoznawstwo. Oto próbka, jedna z ciekawszych:
„Słowo ku wszechwiedzącym ślepowiercom:
„Czyliż chrześcijanizm (!) spełnił swą zasadniczą obietnicę, t. j. dał po śmierci niebieską wieczną szczęśliwość bogobojnie zmarłym przodkom???
„Czy pokarał grzeszników piekłem???
„Nie!!!
„Albowiem, mocą obecnej faktycznej wiedzy, do fantazyjnego nieba lub piekła, z powodu nieistnienia (czego?), nikt dostać się nie może!“
Wiadomo, że obecnie, spędziwszy zeń nietylko ślepowierstwo, ale i samego Boga, na stolcu wszechwiedzy zasiadła wolna myśl. Nic więc dziwnego, że z pomocą lunet i świdrów spenetrowała ona głębie niebios i ziemi i, nie znalazłszy ni nieba, ni piekła, orzekła, iż są to ślepowier-