„zwodzicielów, a najwięcej tych, którzy są z obrzezania“[1], lecz trzymali się go dla własnego dobra. Nie lekceważy on też choćby i fizycznej tylko jeszcze przynależności do niego, świadczącej o tem, że odstępstwo jeszcze nie dojrzało, że więc istnieje jeszcze nadzieja uratowania danego członka. Toteż trzciny nadłamanej nie dołamuje, ani tlejącego się knota nie dogasza klątwą. Łamać i dołamywać, gasić i dogaszać — to zadanie starego kłamcy i zwodziciela, występującego pod hasłami postępu i oświaty.
Już w pierwszych wiekach Kościoła, kiedy poczęły wyrastać chwasty heretyckie, podszywające się pod miano chrześcijańskie, polityka jego własna kazała mu przybrać sobie dodatkowo miano katolickiego. Jest on bowiem zawsze zwolennikiem jasnego stawiania sprawy i wspaniałego wyodrębniania się od wszelkiego sekciarstwa.
Nie leży to w interesie tegoż. Gniewa je mącenie mu przez to jego planów penetracyjnych. Trudno jednak wymagać, by Kościół w swoich sprawach kierował się jego interesem i swoje miano katolickiego, jakoby niezrozumiałe, porzucał. Żeby jednak, dla tego miana dodatkowego, miał on dobrowolnie porzucać swoje miano pierwotne i podstawowe, to rewelacja, która się tłómaczy potrzebą ostatecznego dowodu na to, jakoby uznał się on pobitym przez wolną myśl
- ↑ Wolnomyśliciela Polskiego obsługują przeważnie żydzi, jeno ukryci pod pseudonimami polskiemi, które dziś żydom zastępują chrzest. Są to najnowocześniejsze przechrzty.