to zjazd katolików niemieckich we Wrocławiu, w r. 1929. Na zjeździe tym padły słowa alarmu, że zanosi się na to, iż Kościołowi w Niemczech zostaną się oficerowie bez wojska.[1]
Wielu katolików zostało bezwyznaniowcami, a noszą jeszcze urzędownie markę katolicką, wskutek czego występki ich idą na rachunek katolicki. Jeszcze większa ich liczba to trzciny nadłamane — nadłamane celowo przez propagandę ateistyczną, co sam nasz autor stwierdza w ogólności i z tryumfem ogłasza. Wiadomo zaś, że corruptio optimi pessima. Zepsuty tort jest stokroć wstrętniejszy od zepsutego chleba.
Protestanci, jak i katolicy, podlegają rozkładowym wpływom ateistycznym, i to otyle silniej, oile protestantyzm słabiej ich od nich zabezpiecza. Lecz zato są faktycznie uprzywilejowani politycznie i gospodarczo. Nie bez zasady Dmowski wróży Niemcom upadek polityczny z powodu protestantyzmu.
Żydzi — no, wiadomo! — jak mistrzują w wystawianiu chrześcijan na sztych kryminalny, ukrywaniu zaś samych siebie za ich plecami, w obchodzeniu prawa, w przekupstwie i tym podobnych cnotach talmudycznych.
W Nowym Jorku potrafili usunąć z urzędu naczelnika policji zato, że zbyt głośno mówił o zbyt wysokim procencie przestępstw wśród żydów.
Byłoby nieprawdopodobnym cudem, gdyby etyka talmudyczna, która, jedyna pod słońcem, uprawnia i wręcz nakazuje zbrodnie, o ile się
- ↑ X. Cieszyński: Roczniki Katol., t. XII. str. 272.