Strona:Ignacy Charszewski - Słońce szatana.djvu/92

Ta strona została skorygowana.

Żeby dowieść, że ateizm wiedzie do najwyższej moralności, nie wystarcza wykazanie się jego najniższym odsetkiem kryminalnym. To dopiero miara od zera moralności w dół, miara negatywna. Żeby ocenić popędową siłę etyczną danego credo (non credo wolnej myśli także jest credo!), trzeba sięgnąć wzrokiem ponad owo zero i stwierdzić, jak też wysoko jest ono zdolne rtęć zdolności etycznych swego wyznawcy popędzić.
Na dowód, że ateizm („prawdziwy“!) popędza je najwyżej, autor — z bezgraniczną naiwnością — podaje swoją własną ofiarność na rzecz kultury rolnej wśród włościan, przeciwstawiając ją ich sobkostwu.
Niestety, zbyt łatwo jest być lepszym od wyznawanego przez siebie, nihilistycznego etycznie, ateizmu, zwłaszcza, gdy się ma wyższą kulturę, a gorszym od wymagającego maximum moralności katolicyzmu, gdy, do tego, chodzi o pierwotniaków i to rozwydrzonych propagandą bezwierstwa. Autor jest urodzonym idealistą. Rozsłonecznia nawet ciemności ateistyczne. Ludzie tego typu są zwykle lepsi od zjadaczów chleba, bez względu na wyznanie. Jeżeli, rzecz prosta, z dziedziny etyki usunąć stosunek do Boga. Wreszcie autor ujawnia właściwą prozelitom, no i wskazaną przez rywalizację z chrystjanizmem, dążność do okazania na samym sobie wartości moralnej swego credo. Stąd płynie jego złudzenie, jakoby poziom swego uspołecznienia zawdzięczał ateizmowi.
Ale co znaczy jego przykładzik? Co znaczy choćby sam Littré, mimo nawet że był on wolny od djabelskiej nienawiści Boga, jaką pała autor?