Przyznać wszakże muszę, że mało znam w piśmiennictwie naszem powieści wykończonych tak subtelnie, w najdrobniejszych nawet szczegółach, tak bogatych w materyał społeczny, tak poważne budzących refleksye, jak „Pająki.” Ktoś powiedział bez przesady, że jestto memoryał dla prawodawcy, chcącego opanować lichwę i sądzę, że bynajmniej nie powiedział za wiele. A jeżeli autor zyskał sobie takie uznanie, jeżeli utwór jego takiego nabrał znaczenia, to doprawdy jestto największa pochwała, jaka powieściopisarza spotkać może.
W „Czarnembłocie” Junosza obrabia ten sam przedmiot, tylko przenosi go na inny grunt — na grunt wiejski. I tutaj dopiero ocenić można nadzwyczajne bogactwo jego obserwacyi. Bądź co bądź powtarzają się te same typy, tylko w odmiennych ramach, te same pasorzyty, tylko na innem ciele. Z miasta przeszedł Junosza na wieś i dał obraz plagi lichwiarskiej, rozpanoszonej wśród pól, chat, dworów i lasów. Są tacy, którzy „Czarnemubłotu” przyznają większą wartość nad „Pająków.” O to spierać się nie będę, sądzę bowiem, że obie powieści równie odkryły ranę społeczną i równie podnieciły uwagę myślącego ogółu. I tu i tam autor nie przestał być sobą, i tu i tam maczał pióro w krwi serca społecznego, i tu i tam wołał gromkim głosem: „Strzeżcie się! Ratujcie!”
Typy żydowskie powtarzają się u Junoszy bardzo często. Niema powieści, noweli, szkicu, ba, nawet monologu, gdzieby ich nie było. Ale każdy ma swoje cechy charakterystyczne, każdy jest różny, każdy rodzajowo odrębny. Autor nigdzie nie silił się na jaskrawe kolory, wszędzie natomiast malował z całą prostotą, wierząc, iż prawda mówi sama za siebie. Jego żydzi nie są ani idealni, jak u Orzeszkowej, ani wstrętni, jak u innych tendencyjnych pisarzy, są natomiast tacy, jakich spotykamy na każdym kroku w życiu. I dla tego właśnie robią głębokie wrażenie, dla tego nie budzą oni gniewu, ani wstrętu, lecz nawołują do ostrożności, przypominają łzy Chrystusa na widok Jerozolimy i Jego słowa: „Jeruzalem! Jeruzalem! ilekroć chciałem zgromadzić syny twoje, jako kokosz gromadzi pisklęta pod skrzydła swoje, a nie chciałoś?”