mowisko przyjmie, czy ziarna na posiew pożyczy, czy i na to mówiący inszemu potrzebnemu pieniędzy da... ale złodziejstwa żadnego nie ścierpiał, na złodziejów miłosierdzia nie miał, najmniejszego patyczka nie darował.
„— A ja? ja nie byłem dla was sprawiedliwy?
„— Wielmożny pan był tylko okropnie dobry... już taki dobry, że drugiego w świecie poszukać...
„— Ale niesprawiedliwy... powiadacie?
„Chłop się zmieszał.
„— Nie — rzekł z pewnem wahaniem się — powiedziawszy po prawdzie i po sprawiedliwości to nie... bo jak wielmożny pan wszystkim złodziejom odpuszczał, to poczciwym ludziom było markotno, a inszemu zazdrość... Przez to się we łbach przewracało, jeden darł i drugi chciał drzeć, a wypadła większa kwestya, to chcieli z dobrego pana całą skórę ściągnąć... Tak, tak wielmożny panie, każda rzecz na świecie swoim porządkiem idzie, a sprawiedliwość to grunt...”
Oderwane typy chłopów i żydów są jeszcze w „Monologach,” których wyszły dwie serye. Zdawałoby się, że tutaj autor nie znajdzie pola dla swego talentu plastycznego i że się zamknie w ciasnych granicach humorysty. Tak nie jest; są to postacie tak wykończone i życiowo tak całkowite, że, przynajmniej mojem zdaniem, monologów Junoszy nie godzi się deklamować we fraku na estradzie. Trzeba wziąść siermięgę, hałat, długi surdut, czepiec i grać, a wówczas wyjdzie typ tak żywy, tak wykończony, że sprawi na widzu lub słuchaczu wrażenie realnej postaci.
Że bowiem Junosza mógł wejść na deski teatralne, tego dowiódł zaraz na wstępie swojej karyery literackiej sztuką ludową „Mecenas chłopski,” napisaną w r. 1880 i graną z powodzeniem przez trupę prowincyonalną Dorożyńskiego. Również i trzy lata temu jego „Wyścig dystansowy” pisany do współki z Kazimierzem Laskowskim, nosił piętno jego talentu i zyskał sobie powszechny poklask.