Strona:Ignacy Chrzanowski - Klemens Junosza (Szaniawski).djvu/17

Ta strona została skorygowana.

wesołości. Te też utworzy, zdaje mi się, wprowadziły głównie w błąd publiczność, a po części i krytykę, że w autorze dopatrywano się głównie komizmu, humoru, dowcipu!
W istocie, trzeba przyznać, że rogata dusza siedziała w Junoszy, skoro w chwilach takich, dla pisarza najprzykrzejszych i najboleśniejszych otrząsał się z przygnębienia i przypinał skrzydła iskrzącego wesołością humoru!
Wejdźmy np. na chwilę do „Wili pana regenta,” której właścicielem był „p. Gorgoniusz Zamroziński, niegdyś asesor trybunału przez dwadzieścia lat regent, a ostatnio wolny, niezależny od zmudnych obowiązków kapitalista.” W jednym dniu każdego tygodnia święcono tutaj wielką uroczystość, przybywała bowiem z sąsiedniego miasta faworytalna od wielu lat kompanijka pana regenta — na winta. Należeli zaś do niej pan Roman eks-sędzia, p. Salezy b. patron i pan Józef Kalasanty niegdyś prokurator. Każdy z nich posiadał inne dziwactwa, ale zarazem złote serca i szczere przywiązanie do reszty kompanionów wintowych. Na tle tych czterech figur rozsypuje autor perły swojego humoru, przeplatając je różnemi sielankowemi scenami i obrazkami, zapożyczonemi z życia wiejskiego. Sprawa wydania za mąż Wandzi, córki regenta, oniemal że nie rozbiła kompanii, każdy bowiem ma innego pretendenta do jej ślicznej rączki. Ostatecznie wszystko dobrze się kończy, bo Wandzia ma także własnego kandydata w osobie dzielnego chłopca Bolesława, który też wiedzie ją do ołtarza.
Największego hypokondryka szczerze ubawi „Suma na Kocimbrodzie,” z której w dodatku przekona się, iż p. Korkiewicz,