Strona:Ignacy Chrzanowski - Ostatnie utwory Klemensa Junoszy.djvu/5

Ta strona została uwierzytelniona.

murował w piwnicy dwie beczki węgrzyna, które obecni poprzysięgli sumiennie wysuszyć na weselu Zosi. Doradcą co do wyboru wina był p. Aleksander, niegdyś kolega szkolny p. Stanisława. Ich spotkaniu towarzyszyła dziwna przygoda. Kiedy szczęśliwy ojciec Zosi jechał do miasteczka dla zaprowiantowania piwnicy, ujrzał coś, czego ani on, ani fornal odgadnąć nie umieli. Jakiś cudaczny drewniany wózek o trzech kołach, który, siedzący niby na koniu jegomość wprawiał w ruch. Konie jak szalone rzuciły się w bok; p. Stanisław wyskoczył z bryczki i dalejże do jegomościa. Byłby oporządził go po swojemu, gdyby w sam czas nie poznał kolegi. Po serdecznych uściskach p. Aleksander objaśnił, że to welocyped w pierwotnej swojej formie.
„Dyabelską maszynę” już więcej udoskonaloną poznał p. Stanisław w kilka lat później i wówczas obudziła w nim ten sam wstręt. Ale nie posiadał się już z wściekłości, gdy tego roku trzej synowie, zamiast jak na szlachciców przystało, zajechać najtyczanką, przyparadowali na rowerach. P. Stanisław klął na czem świat stoi, tem więcej, że chłopcy słuchać nie chcieli o koniu, tylko nieustannie ganiali po miedzach na „cudactwach.” Srogi kłopot opanował p. Stanisława. Toć w takie ręce nic będzie mógł oddać ani folwarku, ani ukochanej stadniny.
Opatrzność nie chciała jednak, aby zbyt długo się martwił biedny szlachcic, zesłała mu bowiem zucha Julka, co to jak ulał do konia, a że w dodatku Julek wkradł się w serduszko Zosi, więc p. Stanisław aż płakał z radości powtarzając:
— Ej koniki, moje koniki, będziecie miały dobrego opiekuna!
Humoreska ta pełna werwy i jowialności, niejedną posępną chmurę spędzi z czoła czytelników, autor bowiem tutaj, jak i we wszystkich swoich utworach, posiada dar rozpogodzenia myśli i serc.

Ch.