Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/104

Ta strona została przepisana.

zwykłą wesołość Zosi przytłumił Stach swą tragiczną miną. Boże mój, co mu jest? Nigdy go takim nie widziałem.
Jakieś nieokreślone podejrzenia czepiają mi się uporczywie.
Już boję się pytać nawet...

7 marca.

Do jakiego stopnia umysł nasz zależnym jest od rozmaitych warunków zewnętrznych najlepszym dowodem służyć mi może wczorajsza notatka w tym dzienniczku. Pisałem ją wieczorem, w gorączce, kiedy chorobliwie rozegzaltowana wyobraźnia najdziwaczniejsze obrazy przedstawia. Umysł osłania jakby jakaś czarna płachta, która wszystko na czarno zabarwia, — i choć się człowiek stara otrząsnąć z takiego ataku melancholii, na nic wszelkie wysiłki.Czuje się nawet całą anormalność takiego stanu, a jednak wyjść z tego zaczarowanego koła nie można, bo nawet sama owa samowiedza przybiera anormalny, spaczony charakter.